poniedziałek, 14 lipca 2014

RECENZJA: Puder matujący PAESE nr 1 z dodatkiem oleju arganowego

 Po długich poszukiwania idealnego kosmetyku matującego twarz w warunkach polowych zdecydowałam się na właśnie ten specyfik, ponieważ znalezienie przyzwoitego kosmetyk do 50 zł w drogeriach zarówno sieciowych jak i prywatnych graniczy z cudem.



 Producent w opisie na spodzie etui nie wspomina wcale o właściwościach produktu poza obecnością w składzie oleju arganowego. Ostatnia rzecz o jakiej myśli kobieta kupująca puder to jego właściwości pielęgnujące, najbardziej  pożądany jest trwały efekt oraz forma/ konsystencja produktu.Skupianie tak dużej uwagi na jednym składniku nie jest dość dobrą strategią.
Skoro na opakowaniu nie ma obietnic producenta wymienię cechy których sama szukam wybierając kosmetyk idealny.



Jaki wg mnie powinien być idealny puder prasowany ?
  • powinien mieć małe lub średnie krycie (od kamuflowania jest korektor ewentualnie podkład)
  • powinien zachowywać ten sam kolor w ciągu dnia, jeżeli mówimy o kolorowych pudrach
  • działanie matujące średnie (mocny mat - tylko do telewizji :P)
  • dobrą przyczepność do skóry
  • posiadać mikro-drobinki odbijające światło (tzw. efekt HD)
  • mieć lusterko dołączone do opakowania
  • wygodną i kompatybilną z konsystencją pudru gąbkę/ pędzel
  • przegródkę na puszek lub plastikową nakładkę, która służy do separacji aplikatora od kosmetyku, co jest przyczepione do opakowania
  • trwałe i gustowne opakowanie
Opakowanie jest trwałe, wytrzymało dwa upadki. Puder się nie pokruszył, nie ma żadnego śladu co jest ogromnym plusem. Stylistyka nie do końca mi odpowiada, jednak nie jest źle. Zbyt duża ilość treści sprawia, że powiew luksusu w trakcie korzystanie z niego jest czymś o czym można pomarzyć - niestety.



Puszek trwały i dobrej jakości, aczkolwiek nabiera zbyt dużą ilość kosmetyku przez co delikatne zmatowienie jest niemożliwe, zawsze muszę nadmiar strzepnąć o nadgarstek.
Bardzo żałuję, że producent nie pomyślał, o tym, że opakowanie powinno mieć "2. piętro" czyli małą przegródkę na puszek. Bardzo praktyczna rzecz sprawia, że puder jest znacznie dłużej świeży, kiedy nie ma kontaktu z sebum na apliklatorze. Jest to dużo lepsza opcja niż standardowo dołączany kawałek sztywnej folii.



Konsystencja - zbity, ani nie zbyt tępy, ani też gładki w rozprowadzaniu. Mówiąc krótko: prasowana kreda.

Efekt jest mocno matowy, o rozpraszaniu światła nie ma nawet co mówić, ponieważ drobinki kosmetyku mają za zadanie wyłącznie nadawać kolor oraz matowe wykończenie. Nie polecam do cery ze zmarszczkami, w takim przypadku puder musi odbijać światło i imitować gładką cerę. Tutaj działanie jest dokładnie odwrotne.Puder gromadzi się w porach oraz podkreśla suche skórki, co w przypadku  specyfiku, który musi nam "ratować tyłek" poza domem, jest niedopuszczalne. Zdjęcie mówi samo za siebie:


Krycie jest średnie i można je stopniować, jednak druga warstwa wygląda bardzo nienaturalnie - tylko przed kamerę. Kolor kupiłam specjalnie zbyt jasny z myślą o tym, że puder będzie nieco ciemnieć w ciągu dnia. Pozytywnie mnie zaskoczył pod ty względem ponieważ nie ciemnieje, ale znowu po niewielkich poprawkach wyglądam jak gejsza.... może skorzystam z niego w zimie.

  Ten produkt spełnia tylko 3 kryteria:
-dobrze matuje, '
-nie ciemniej
 -posiada dołączone lusterko.

Reszta niestety jest do nadrobienia, dlatego szukam dalej.


Cena to aż 26,9 w prywatnej drogerii. Przyznam, że dużo rozsądniej kupić SYNERGEN w Rossmannie za o 9 zł, który jest o niebo lepszy (pomijając samo opakowanie). Ta inwestycja jest jedną z miej trafionych.

Dziękuję za wagę i pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz